Bo kiedy rodzi się w ludziach zamknięcie w sobie, jeśli nie w najwcześniejszym okresie życia (oczywiście nie tylko)? Później często przeradza się to w strach przed otworzeniem się, pokazaniem, czy ujawnieniem swojej osoby i zainteresowań. Można tłumaczyć; bo to prawda, że nie zawsze przy stresie jest czas na czułość i przejęcie kimś innym, ale na tym właśnie polega wychowanie. Na wsparciu i nauce. Jedno bez drugiego jest bezużyteczne. Każdy ma zmartwienia dopasowane do swojego wieku i psychiki, więc bezsensowne jest powtarzanie, że czyjeś problemy są nieznaczące.
Wielu z was pewnie w swoim życiu usłyszało słowa podobne do: „Zamartwiasz się takimi pierdołami, a ludzie na świecie mają dużo gorzej od ciebie. Są objęci głodem i wojną domową. Ty tego nie masz, więc powinieneś się cieszyć.”
Wyobraź sobie teraz osobę zmęczoną. Nie przepracowaną, tylko zmęczoną sobą. Emocjami, problemami, ludźmi, codziennością. Mającą ochotę uciec do łóżka, choć nienawidzącą tego miejsca jak każdego innego. Nie sądzę, by przy tym, co ją spotyka, miałaby siłę interesować się tym, że jest tylko małym punktem w całym stworzeniu. Nie wydaje mi się, że obchodziłby ją głód, cierpienie i wszyscy inni. Myślę, że nie interesowałoby jej nawet to jak wielkim jest w tym momencie egoistą.
Nie potrafię znaleźć sensu w porównywaniu problemów innych ludzi do siebie. Sam często to robiłem i tu ujawnia się moja strona hipokryty.
Wiele osób śmieje się z obdarzonych „depresją” nastolatek. Prawdopodobnie przesadzają z diagnozą swoich problemów na tle psychologicznym. Być może skupienie uwagi na bólu, nie „problemach” nie jest najwłaściwszym sposobem na pomoc sobie, czy szukanie uznania wśród rówieśników. Dlaczego nikt nie pomyśli o pomocy takiej osobie? Nie wyśmiewaniem, wbijaniem do głowy krzykiem przez rodziców, nie krzywym patrzeniem. Jeśli ktoś robi wiele w poszukiwaniu atencji (tego słowa też nie lubię) w młodym wieku, to nie jest niedoświadczonym bachorem, a człowiekiem potrzebującym człowieka. To ludzkie.
Właściwie w czym jest problem? Nie dla każdego problemem jest kupienie nowego samochodu czy otworzenie firmy. Dopuśćmy więc do siebie myśl, że każdy ma inne problemy i dobiera je do siebie, nie do innych. Jeszcze gdyby je dobierał, a jak wiemy przychodzą one same. Nie mamy na to wpływu.
Wiecie w czym jest największy problem? W nas i ocenianiu innych, bez zastanowienia.
Bardzo ciekawi mnie cudza opinia, więc zapraszam do wypowiedzenia się =)
Wielu z was pewnie w swoim życiu usłyszało słowa podobne do: „Zamartwiasz się takimi pierdołami, a ludzie na świecie mają dużo gorzej od ciebie. Są objęci głodem i wojną domową. Ty tego nie masz, więc powinieneś się cieszyć.”
Wyobraź sobie teraz osobę zmęczoną. Nie przepracowaną, tylko zmęczoną sobą. Emocjami, problemami, ludźmi, codziennością. Mającą ochotę uciec do łóżka, choć nienawidzącą tego miejsca jak każdego innego. Nie sądzę, by przy tym, co ją spotyka, miałaby siłę interesować się tym, że jest tylko małym punktem w całym stworzeniu. Nie wydaje mi się, że obchodziłby ją głód, cierpienie i wszyscy inni. Myślę, że nie interesowałoby jej nawet to jak wielkim jest w tym momencie egoistą.
Nie potrafię znaleźć sensu w porównywaniu problemów innych ludzi do siebie. Sam często to robiłem i tu ujawnia się moja strona hipokryty.
Wiele osób śmieje się z obdarzonych „depresją” nastolatek. Prawdopodobnie przesadzają z diagnozą swoich problemów na tle psychologicznym. Być może skupienie uwagi na bólu, nie „problemach” nie jest najwłaściwszym sposobem na pomoc sobie, czy szukanie uznania wśród rówieśników. Dlaczego nikt nie pomyśli o pomocy takiej osobie? Nie wyśmiewaniem, wbijaniem do głowy krzykiem przez rodziców, nie krzywym patrzeniem. Jeśli ktoś robi wiele w poszukiwaniu atencji (tego słowa też nie lubię) w młodym wieku, to nie jest niedoświadczonym bachorem, a człowiekiem potrzebującym człowieka. To ludzkie.
Właściwie w czym jest problem? Nie dla każdego problemem jest kupienie nowego samochodu czy otworzenie firmy. Dopuśćmy więc do siebie myśl, że każdy ma inne problemy i dobiera je do siebie, nie do innych. Jeszcze gdyby je dobierał, a jak wiemy przychodzą one same. Nie mamy na to wpływu.
Wiecie w czym jest największy problem? W nas i ocenianiu innych, bez zastanowienia.
Bardzo ciekawi mnie cudza opinia, więc zapraszam do wypowiedzenia się =)
Fakt, jakoś wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Sama raczej nigdy nie podważałam miary czyichś problemów, bo wiem jakie to uczucie.
OdpowiedzUsuńAle kiedy rodzice świadomie lekceważą problem swojego dziecka to chciałoby się krzyknąć "No cholera! To Twoje dziecko, okaż mu wsparcie, pokaż jak uporać się z problemem. Bo rozumiem że mówiąc mu, że ~ twoje zmartwienie jest tylko jakimś wybrykiem ~ chcesz mu powiedzieć że będą na niego czekały znacznie większe wyzwania i chcesz go na nie przygotować. A tak naprawdę robisz coś zupełnie odwrotnego. Robisz mu krzywdę. Bo jeśli sam nie nauczysz go jak rozwiązać problem rozsądkiem, sprytem, cierpliwością itd. to w przyszłości sam też poszuka ucieczki. Zlekceważy swoje problemy albo one go sobą przygniotą..."
Tekst świetny. Chyba pokażę go kilku rodzicom, którzy nie mają pojęcia, jak wychowywać dzieci (nie żebym ja umiała, ale jak się patrzy na tę patologię to się chce płakać. Serio)
Pozdrawiam!
Skąd ty bierzesz te tematy? :P
"chcesz mu powiedzieć że będą na niego czekały znacznie większe wyzwania i chcesz go na nie przygotować. A tak naprawdę robisz coś zupełnie odwrotnego. Robisz mu krzywdę. Bo jeśli sam nie nauczysz go jak rozwiązać problem rozsądkiem, sprytem, cierpliwością itd. to w przyszłości sam też poszuka ucieczki. Zlekceważy swoje problemy albo one go sobą przygniotą..." - o to mi właśnie chodziło :)
UsuńDzięki za ten komemtarz, jak go dzisiaj z rana przeczytałem, to, aż mi się miło zrobiło :D (gdyby tylko deszcz nie padał, a kaptur nie byłby w stanie zakryć mojego długiego nochala :P).
Pomysł? Miałem pisać, o czymś zupełnie innym, ale wstęp mający na celu przybliżyć inny temat przeciągnął się do 15 linijek I postanowiłem pociągnąć go do końca :D
Okej, więc problemy są dostosowane do poziomu naszej rzeczywistości i być może dla mnie jest to oczywiste, a dla innych niekoniecznie. Piszę to w odniesieniu do przywołanego na początku przykładu z tą bransoletką ośmiolatki.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o depresję wśród nastolatek to większość prawdopodobnie spowodowana jest zmianami hormonalnymi, tym że są w wieku, w którym poszukują odpowiedniej drogi w swoim życiu, buduje się wtedy ich samoświadomość. Niektórzy przechodzą przez to łagodniej inni trochę mocniej. Ale tak. Jeśli to tylko problemy związane z dojrzewaniem, to wsparcie najbliższych powinno w zupełności wystarczyć. Przy depresji już sprawa wygląda inaczej i jest dużo trudniej się pozbyć tego przygnębienia.
Pozdrawiam
psychoil.blogspot.com
Co do ośmiolatki to napisałem o tym później ;) A co do drugiej części komentarza; to oczywiste, co nawet napisałem, że niektórym osobom trzeba pomóc, a nie wyśmiać I wbić do głowy to, jak bardzo jest głupi.
UsuńJa również pozdrawiam I chętnie wpadnę :)
Wiele prawdy w tym co piszesz. Każdy etap w życiu człowieka rządzi się swoimi prawami i swoimi problemami. Dla dziecka największym problemem będzie jedynka w szkole, dla jego rodziców, czy wystarczy do pierwszego. Dla każdego z nich ich własne problemy są najważniejsze, ale nie można się przez to zamykać na innych i wpajać młodszym, że 'ty jesteś gówniarzem i gówno wiesz'. Wsparcie i słowa otuchy przede wszystkim, a tworzy się piękna rodzinna relacja :)
OdpowiedzUsuńMy, którzy wyrośliśmy z wieku dojrzewania, potrafimy sobie takie "pierdołowate" problemy jakoś zracjonalizować i się nie przejmować, choć i tak czasem się zapominamy, ale myślę, że to całkowicie normalne i naturalne- egoizm jest nam potrzebny do przetrwania. A taki nastolatek, czy dziecko potrzebuje, tak jak piszesz, wsparcia i to wsparcia miłością, bez krytyki i bagatelizowania sprawy. Wspierajmy więc i my! Co nam szkodzi poklepać po ramieniu dzieciaka z sąsiedztwa :)
OdpowiedzUsuńMoje zdanie na ten temat jest bardzo podzielone. Wynika to z tego, że jestem osobą myślę empatyczną i bardzo boli mnie krzywda innych. Kiedy ktoś z moich znajonych ma doła myślę sobie "ok, on cię nie chce, ale nadal jesteś zdrowa, żyjesz, możesz chodzić".
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu czytałam artykuł o paraolimpijczyjce, która po IO w Rio chce poddać się zabiegu eutanazji. Moja pierwsza myśl "to okropnie smutne. Gdybym ją znała osobiście przekonywałabym ją aby tego nie robiła. Jest młoda, może jeszcze się zakochać. No i będzie to wielka strata dla jej bliskich". Jednak jeśli nie chcemy być egoistami, chcemy być naprawdę empatyczni, musimy pomyśleć o tej drugiej osobie z problemem, jak o jedynej osobe na świecie. Wtedy na mamy porównań do głodujących dzieci. Dziewczyna nie ma już siły, aby żyć. Ból, który odczuwa każdego dnia jest nie do wytrzymania. Im więcej jej wypowiedzi czytałam, tym bardziej potrafię ją zrozumieć. I myślę, że to właście o to chodzi. O zrozumienie innej osoby. Każdy ma inne problemy i trzeba to po prostu zrozumieć, aby komuś pomóc.
Bardzo podobał mi się Twój post, pozdrawiam ^^
Każdy z nas jest egoistą, choćby nie wiem, jak zaprzeczał i mnie również mało obchodzą problemy głodujących dzieci. Jakkolwiek to zabrzmiało. Dobra, na ogół, bo jak mam zły dzień, to mogę siedzieć i płakać, że w schroniskach jest tyle biednych kotków i piesków ;)
OdpowiedzUsuńAle masz rację, tu chodzi o lekceważenie. Ktoś ci powie, że nie masz się czym martwić, bo inni mają gorzej, a ty mimo to będziesz to robić i następnym razem nic nikomu nie powiesz w obawie, że znowu usłyszysz to samo. Zamykasz się w sobie, rozmawiasz z innymi tylko o nic nie znaczących pierdołach, mówisz, że u ciebie wszystko w porządku, resztę zachowujesz dla siebie, męczysz się w tym, ale JAKOŚ dajesz sobie radę. Tylko pytanie brzmi - jak długo będziesz sobie sam/-a dawał/-a radę?
Aha, oczywiście, nie mówię o tobie, nie kieruję ostatniego pytania do ciebie osobiście. Mam nadzieję, że zrozumiesz ten zabieg pisarski :)
UsuńOczywiście, że zrozumiałem (nawet nie zwróciłem uwagi :P). Najgorsze w takich sytuacjach jest właśnie późniejszy strach przed zlekceważeniem.
UsuńDziękuję za komentarz, pozdrawiam :)